W życiu każdego z nas przychodzi taki moment, że należy się zmierzyć samemu z swoimi słabościami. Od dłuższego czasu zauważyłem, że jeden z moich znajomych chodzi jakiś taki "struty"...
Podczas kolejnego spotkania z nim okazało się, że On i jego rodzina przeżywają dramat związany z chorobą. Na pozór normalna rodzina On, Ona, dwoje prawie dorosłych już dzieci... Wszystko po jakiś perturbacja zaczyna się układać (On znajduje po dłuższym czasie pracę) i nagle wielkie bang!!!!
U Niej wykryto białaczkę...jak to bywa w naszym pięknym kraju na pomoc publicznej służby zdrowia może człowiek liczyć wyłącznie w stanie agonalnym. Okazuje się, że Jej stadium choroby nie nadaje się nawet do refundacji leczenia...choć potrafi kilka razy dziennie omdleć.
On w rozmowie przyznaje mi się, że nie sypia, nie może się skupić na pracy i codziennych obowiązkach (wygląda naprawdę źle - choć zawsze był człowiekiem uśmiechniętym i do rany przyłóż).
Po dłużej rozmowie najbardziej jednak zaskoczyło mnie Ich podejście. Postanowili zostać z tym problemem sami... nawet dzieci nie wiedzą o chorobie mamy. Ona chodzi do pracy, uśmiecha się, stara się normalnie funkcjonować. Nawet przed sobą niejako starają się "grać" rolę, że nic się nie zmieniło. On sam przyznaje, że w domu stara się zachowywać tak jak wcześniej, tak jakby nic się nie stało...wieczorami, nocą i w pracy zaczynają Go jednak nachodzić myśli - co będzie jak zostanę sam, przecież Ona jest miłością mojego życia, najważniejszą istotą dla której wszystko to co robię ma sens... Pada zdanie: "Nawet nie wiem jak opłacić rachunki, gdzie jest patelnia..." Zaskakujące jakie rzeczy przychodzą człowiekowi do głowy...człowiek cierpi bo boli go, że bliska (najbliższa) mu osoba jest chora...a do głowy przychodzi mu patelnia.
Jedno jest pewne mimo problemów, które ich dotknęły widać u Nich ogromną miłość i zaangażowanie mimo już tyle wspólnie przeżytych lat. Wiem, że Ona dla Niej i Ona dla Niego zrobią wszystko, co tylko się da...nawet zaklinając trochę rzeczywistość.
Może ów tytułowa obojętność nie jest na wygranej pozycji, w tym przypadku na pewno nie!!!
Każdy z nas ma problemy...zanim jednak zaczniemy się użalać nad samym sobą spójrzmy trochę dalej niż czubek własnego nosa...może się okaże, że nasze "wielkie" problemy to pryszcz...
dobro ponoć do nas wraca...mam nadzieje, że do Nich wróci, bo naprawdę zasługują
Trzymam za WAS kciuki kochani!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz